wtorek, 3 grudnia 2013

Pseudoświnia i żałoba

Pseudoświnia pogrążyła się.

Grudzień jest bowiem dla niej miesiącem żałoby: nad tymi, co nie wiedzą, a myślą, że osiągnęli zenit, nad tymi, co wiedzą, a wierzą, że nie wiedzą nic, nad walczącymi o zrozumienie siebie, nad nieumiejącymi zrozumieć innych, nad psami i kotami, którym zimno, nad ludźmi, którzy nie mają domu, nad miastami, które są brzydkie jak Wałbrzych i nad posiniaczonymi domami bez ogrzewania. Nad centrami handlowymi z huczącą do wyrzygania kolędą, nad świętojebliwymi wyznawcami z palcem wskazującym, nad cichymi wyrobnikami, których nikt nie widzi, nad głośnymi męczennikami, których wszyscy słyszą. Nad Tobą. Nad sobą.

Nie pozostaje Pseudoświni nic innego, jak wyrabiać czapy z grubej, szarej wełny do bólu nadgarstków, do łzawienia oczu przy ciemnej żarówce, do skostnienia kłykci. Zakłada je sobie potem na łeb po dwie, cztery, piędziesiąt, aż się to wszystko wyhuczy, wyszumi i skurczy. Zaprawdę, powiada Pseudoświnia, jak sobie pościelicie, tak się wyśpicie. Więc ścieli sobie miękko i delikatnie, żeby nic jej tego snu spokojnego nie zburzyło.
Ach, żeby wszyscy się tak odpieprzyli i pozwolili Pseudoświni robić na drutach.
Do Nowego Roku.
Amęt.


W czapie nie swojej (Małpoluda), acz wykonanej własnoręcznie.

Ps. Robienie na drutach i szydełku jest naprawdę terapeutyczne. Gdyby nie to, trudno byłoby przetrwać ten zasrany grudzień.

Knitting therapy works!