Pseudoświnia otworzyła walącą po oczach na niebiesko stronę pewnego medium społecznościowego i to był błąd. Załapała doła. Nie za sprawą ludzi. Przynajmniej nie każdego z osobna. To ich natłok raczej. Zupełnie jakby się nagle wszyscy na raz zwalili do living roomu i coś tam sobie pokazywali, szkalowali, wygłaszali, zapraszali dokądś. Niektórzy z noworodkami, psami, kotami i oferujący zajęcia mindfulness. Pseudoświnia zresztą sama na chwilę dołączyła do jazgotu, wklejając coś swojego. Wcale więc nie jest lepsza:
http://szafa.kwartalnik.eu/55/html/esej_felieton_relacje/harmon.html
Albo raczej jest to kwestia wieku? Słabej konstrukcji psychicznej? Jakiegoś nie w pełni jeszcze odkrytego schorzenia psychicznego? Social media anxiety disorder - tak by to można było nazwać. W każdym razie, jak mawiają Anglosasi - fuck that.
Ktoś jeszcze na coś takiego cierpi?
http://szafa.kwartalnik.eu/55/html/esej_felieton_relacje/harmon.html
Albo raczej jest to kwestia wieku? Słabej konstrukcji psychicznej? Jakiegoś nie w pełni jeszcze odkrytego schorzenia psychicznego? Social media anxiety disorder - tak by to można było nazwać. W każdym razie, jak mawiają Anglosasi - fuck that.
Ktoś jeszcze na coś takiego cierpi?
Coraz rzadziej otwieram TĘ stronę - to jak przejść się promenadą w Międzyzdrojach (w sezonie). Dla mnie nic przyjemnego. Buziaki:**
OdpowiedzUsuńJazgot. Chyba lepiej nie mogłaś tego ująć. Czasem rzuci mi się w oczy jakiś niezły artykuł w Guardianie i wiem, ze jak na niego natychmiast nie kliknę to za pół godziny już go w tym zalewie nie znajdę. Straszne. Jakby wszystko miało pięciominutową datę ważności.
OdpowiedzUsuńja tylko weszłam zaordynować, że po przerwie blogowej, znów nadaję.
OdpowiedzUsuńtu nadaję teraz: http://fotoszepty.pl/
pozdrawiam i zapraszam :)
Ściskam pięknoto :)
OdpowiedzUsuńJa mam natomiast instagram anxiety disorder.
OdpowiedzUsuńDla każdego coś anxietowego znaczy się.
trzeba robić swoje i nie czytać reakcji ;)
OdpowiedzUsuńczeko
mam to samo.
OdpowiedzUsuń