Pseudoświnia zauważyła, że rzadko mówi się o daniach niesmacznych. O potrawach, które okazały się porażką poznawczą. O antyprzysmakach. Tymczasem Pseudoświnia doceniłaby, gdyby ktoś wspomniał także o jedzeniu obrzydliwym, którego należało by unikać. Gdyż jest ona wybredna w smakach i wiele rzeczy ją odstręcza. Jednocześnie jest ciekawa nowinek gastronomicznych i nie lubi marnotrawić żywności.
W odcinku pierwszym Pseudoświnia omówi ziarna dżakfruta czyli nie wiedziały gały, co brały. Albo nie wszystko złoto, co się świeci, pozory mylą i inne takie. Wyglądało toto pięknie: jak błyszczące otoczaki w modnym kolorze mint. Jak bardziej szlachetna odmiana bobu. Do tego egzotycznie brzmiąca nazwa: kãţhal. Nazwy 'jackfruit' na torbie nie było, bo sklep prowadzi sprzedaż produktów prosto z Bangladeszu. Dopiero co otworzyli w zeszłym tygodniu i się jeszcze, widać, nie rozkręcili. Jakby stało, że dżakfruit, to by to dało Pseudoświni do myślenia. Bo jeśli o ten owoc chodzi, to wiedziała ona, że miąższ jest ok, a nasiona to ewidentna ściema musi być. No i się nie pomyliła, niestety.
Zakupiła więc Pseudoświnia pokaźną torbę t e g o (tanie toto nie było), której zawartość ochoczo wrzuciła do gotującej wody. Już po paru minutach stało się jasne, że otoczaki nie zdobędą w gospodarstwie Pseudoświni popularności.
Cóż to za smród przęklety? - zawył z salonu Małpolud, gdy po mieszkaniu rozniosła się woń palonego ludzkiego tłuszczu (Pseudoświnia zawsze wyobrażała sobie, że właśnie tak ludzki tłuszcz musiałby wonieć).
Jaki smród? Ja nic nie czuję? - Pseudoświnia próbowała jeszcze jakoś ratować sytuację, choć czuła, że wymyka jej się spod kontroli.
Co ty tam za świństwo gotujesz? - dopytywał dalej zirytowany Małpolud.
Pseudoświnia rzuciła się więc szybko do internetu.
No właśnie. Co to jest?! - pomyślała. Yyyyy.... owoce dżakfruta gotuję! - rzuciła w stronę Małpoluda niepewnie. Podobno pyszne są...
Dodała sosu pomidorowego. Curry. Chilli. Czosnku. Cebuli. W internecie radzili, że tak będzie jeszcze pyszniejsze. Bo bez sosu pomidorowego, curry, chilli, czosnku jest tylko... pyszne.
Chyba was pogięło! - pomyślała, spluwając.
Zdjęć 'potrawy' nie będzie.
Konkluzja: zdecydowanie trzymajmy się miąższu dżakfruta.
Jest to największy na świecie owoc rosnący na drzewie.
W odcinku pierwszym Pseudoświnia omówi ziarna dżakfruta czyli nie wiedziały gały, co brały. Albo nie wszystko złoto, co się świeci, pozory mylą i inne takie. Wyglądało toto pięknie: jak błyszczące otoczaki w modnym kolorze mint. Jak bardziej szlachetna odmiana bobu. Do tego egzotycznie brzmiąca nazwa: kãţhal. Nazwy 'jackfruit' na torbie nie było, bo sklep prowadzi sprzedaż produktów prosto z Bangladeszu. Dopiero co otworzyli w zeszłym tygodniu i się jeszcze, widać, nie rozkręcili. Jakby stało, że dżakfruit, to by to dało Pseudoświni do myślenia. Bo jeśli o ten owoc chodzi, to wiedziała ona, że miąższ jest ok, a nasiona to ewidentna ściema musi być. No i się nie pomyliła, niestety.
Zakupiła więc Pseudoświnia pokaźną torbę t e g o (tanie toto nie było), której zawartość ochoczo wrzuciła do gotującej wody. Już po paru minutach stało się jasne, że otoczaki nie zdobędą w gospodarstwie Pseudoświni popularności.
Cóż to za smród przęklety? - zawył z salonu Małpolud, gdy po mieszkaniu rozniosła się woń palonego ludzkiego tłuszczu (Pseudoświnia zawsze wyobrażała sobie, że właśnie tak ludzki tłuszcz musiałby wonieć).
Jaki smród? Ja nic nie czuję? - Pseudoświnia próbowała jeszcze jakoś ratować sytuację, choć czuła, że wymyka jej się spod kontroli.
Co ty tam za świństwo gotujesz? - dopytywał dalej zirytowany Małpolud.
Pseudoświnia rzuciła się więc szybko do internetu.
No właśnie. Co to jest?! - pomyślała. Yyyyy.... owoce dżakfruta gotuję! - rzuciła w stronę Małpoluda niepewnie. Podobno pyszne są...
Dodała sosu pomidorowego. Curry. Chilli. Czosnku. Cebuli. W internecie radzili, że tak będzie jeszcze pyszniejsze. Bo bez sosu pomidorowego, curry, chilli, czosnku jest tylko... pyszne.
Chyba was pogięło! - pomyślała, spluwając.
Zdjęć 'potrawy' nie będzie.
Konkluzja: zdecydowanie trzymajmy się miąższu dżakfruta.
źródło: Wikipedia
Jest to największy na świecie owoc rosnący na drzewie.
moja najwieksza wtopa to bylo zamowienie "cicorii" w restauracji we wloszech, na poczatku mojej emigracji. nazywalo sie to cicoria, pomyslalem wiec, ze to ta nasza gorzka cykoria, taka ladna, zoltawa w kolbkach; niestety przyniesli mi gotowana murawe pilkarska, ktory troche wizualnie przypominala duszony szpinak, wiec sprobowalem i autentycznie zwymiotowalem, a co gorsza zaraz wymiocine polknalem, bo nie moglem sobie pozwolic na sceny sensacji ze wzgledu na towarzystwo radical-chic...
OdpowiedzUsuńczyli rzygnąłeś do środka. introwertycznie. wow. hardcore :)))
Usuńno i widzisz. mój pomysł już działa. też bym pewnie zamówiła cicorii. dzięki Tobie ominie mnie rzyg introwertyczny. fenk ju :)
Wygląda w sumie obiecująco...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że jeno wygląda, może trzeba toto upiec, albo udusić najpierw dla świętego spokoju?
:)
trzymaj się miąższu, kochana. just sayin' :)
Usuńwielki z niego overpromise!
Usuńprzypomniał mi się wpis Ani M imieninowy, z 26 maja o rybie:)
OdpowiedzUsuńDzięki za przedstawienie tego jakże interesującego fryktuzaurusa, który, jak widać, swą wielkością przerasta walory insze, np smakowe...
Cóż, czy wpisuje się to w jakaś ogólniejszą regułę? Trudno powiedzieć...
Tak czy siak te dwie cechy wydobyłam: największość i równie znaczącą ohydę gdy w grę wchodzi spożywanie.Wniosek -> to co największe niekoniecznie smaczne. To co egzotyczne i nowe, nie zawsze warte jest zainwestowanych oczekiwań, ale tego nie dowiemy się zanim nie skosztujemy, zwłaszcza gdy nie mamy wcześniej żadnych wyobrażeń.....
(filozof ze mnie od 7dmiu boleści)
no właśnie. uczymy się przez doświadczenia. również i te bolesne. Ty wiesz, ile ja sie nasłuchałam o marnowaniu jedzenia i że poleciałam na egzotykę właśnie ;) ale co wiem, to moje. o!
Usuńidę sobie odświeżyć wpis Ani!
nie trafiłam jeszcze na coś czego bym nie zjadła. może dlatego jestem xxx size.
OdpowiedzUsuńo rany, wymiękam! mozesz dać mi w twarz ale musze to powiedzieć. Kocham Cię futrzaku, kimkolwiek jesteś
Usuńja też ryknęłam sążnistym śmiechem :)))) futrzak rules!!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńfutrzaku, mam podobnie:)
Usuńschronku, dobry pomysł na wpis:)))
Usuńdzięki, Viki. nie mogłam tej traumy gastronomicznej pominąc milczeniem :)
UsuńJa Was też kocham:P
Usuńwybornie niesmaczne dania mają tę zaletę, że łatwo je przerobić na... kompost :)
OdpowiedzUsuńa odpowiednio spożytkowany kompost może wpłynąć pozytywnie na wzrost rozmiarów cukinii, marchewki, groszku. a potem z tych warzywnych darów losu można wyczarować...
więc może... yyy jak to się mówi? aaa- nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;))
dobry pomysł!
Usuńa ja dziś idę na pierogi :)
OdpowiedzUsuńpierogi? ach, zazdroszczę! uwielbiam.
Usuńw tych szpilkach ??? 8-)
Usuńobowiązkowo! jak nie na nogach to w kieszeni ;)
UsuńOd dziś nic nowego nie zjem! Whiskas rules!
OdpowiedzUsuńja też pewnie wybrałabym Whiskas niż to świństwo ;)
UsuńJackfruit nieznłam wcześniej człowieka. Fuck! Chinatown tutaj zawalone tym frutem. Teraz kumam dlaczego reszta społeczeństwa nie lubi tej części maista ( bo wali niemiłsiernie) jak mówią.
OdpowiedzUsuńKochana zostań przy pierogach!
u nas też w China Town ten potwór króluje :)
Usuńpierogi górą! forever! x
nie polecam naleśników z jarzębiną, a przynajmniej nie polecam wrzucać w nich jarzębiny hurtem do ciasta - bezpieczniej po kilka koralików wrzucić na ciasto wylane na patelnię.
OdpowiedzUsuńjarzębina jest gorzka, wiec jej nadmiar na cieście, zwłaszcza gdy podajemy ten specyfik ze słodkim nadzieniem, wnosi za dużo goryczy - rodzina wersje oprotestowała
osobiście zaś nie mam nic przeciwko, tylko liczy się umiar jarzębinowy, a jako dodatek - jabłuszka duszone (z cynamonem i goździkiem, słodzone miodem i podlane nieco rumem :) ;)
matko, ja nawet nie wiedziałam, ze jarzębinę można jeść. to znaczy słyszałam o jarzębinówce, ale żeby do naleśników? bardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńa jabłuszka jak najbardziej przyrządzę! brzmią bardzo kusząco! dzięki!
SZCZAM POD SIEBIE I TO CZYTAM!
OdpowiedzUsuńCo najlepsze dżakfrut leży w mojej spiżarence i paczy na mnie wymownie. Ale nie tknę śmierdziela!
Arti, sam miąższ jest ok, ale nasiona - trzymaj się od nich z daleka! :)
OdpowiedzUsuń