Wyprawiając się na julowy spacer po drewno na ogień Pseudoświnia uzbroiła się w kieszonkową porcję światła na wszelki wypadek. I w Małopluda. Toż to najkrótszy i najciemniejszy dzień roku!
Ledwo weszli do lasu, od razu nadziała się Pseudoświnia na grzyby porastające pień ściętego drzewa.
Uparła się, żeby je zabrać do domu w celach gastronomicznych. A że nie było ich do czego zapakować, użyła do tego czapki Małpoluda, któremu się to średnio podobało, bo nigdy jeszcze takich grzybów w życiu nie widział, nie mówiąc o ich konsumpcji. Pseudoświni zaś przypominały one opieńki.
Na dalszej swojej drodze spotkała Pseudoświnia choinkę.
- Słuchaj, Pseudoświnio, - zaszumiała chojna, - uważajcie na Wilkołaka. Głodny jest. Straszny jest. Wiewiórki mówiły, że właśnie się obudził.
Ciarka przeszła Pseudoświni po plecach na te słowa. W dodatku wzrok jej padł na…
- No co ty? Idziemy dalej. Nie będzie mi tutaj żaden głupi Wilkołak planów krzyżował - sarknął Małpolud w odpowiedzi na prośbę Pseudoświni, żeby natychmiast wracać do domu.
- W sumie to Małpolud sam trochę straszny jest. - pomyślała Pseudoświnia. - Wygląda jak Leśny Dziadek. Nic nam nie nie stanie.
No to poszli. Ale ściemniać się zaczęło, więc wyciągnęła Pseudoświnia z kieszeni światełko. Poczuła się jak na roratach.
I nawet sobie pod nosem podśpiewywać zaczęła gloria gloria in excelsis deo.
Gdy doszli do Zaułka Czarownic, rozejrzała się Pseudoświnia na cztery strony, ale nie mogła już nigdzie dojrzeć ostrokrzewu. A tak chciała upleść z niego wieniec. W dodatku Małpolud gdzieś się jej zapodział. Postanowiła jednak być dzielna, pomimo tego, ale właśnie usłyszała za sobą podejrzany trzask. Pochyliła się więc niby to dla dokładnego przyjrzenia się nadgryzionym przez ślimaka grzybom, a tak naprawdę chowając się za krzak dzikiej róży. Zgasiła światełko. Przyczaiła się. Wstrzymała oddech.
- Co się tam tak czaisz, Pseudoświnio? To tylko ja. - Małpolud wyszedł zza choinek z naręczem suchych gałęzi. Wracamy do domu.
Głupio się Pseudoświnia zrobiło, że jest taka tchórzliwa, ale szybko o tym zapomniała. Zapaliła światełko i pomogła Małpoludowi ułożyć gałęzie w wiązki.
W drodze do domu Pseudoświnia i Małpolud nie spotkali Wilkołaka, choć zamajaczył im jego cień. Albo może to był tylko zabłąkany pies?
Zaś dzięki Megi dowiedziała się Pseudoświnia, że zebrane grzyby to zimówki aksamitnotrzonowe vel kółkorodki aksamitnotrzonowe vel monetki aksamitne vel opieńki aksamitnotrzonowe vel zimówki aksamitne. W Japonii to się nawet podobno takie grzyby uprawia na masową skalę i się je nazywa enokitake vel エノキタケ.
Być może jest to ostatni post Pseudoświni, bo jak to z grzybami bywa, pewności co do ich tożsamości nie ma nigdy. A więc żegnajcie, Drodzy Czytacze, jakby co. Gdyż albowiem enokitake zostało skonsumowane jako egzotyczna przystawka do rozlicznych dań, które serwowano dziś w domostwie Pseudoświni i Małpoluda na uroczystą julową kolację. A przepis na takową przystawkę znajdziecie tutaj.
Od dzisiaj przybywa Światła!
Ledwo weszli do lasu, od razu nadziała się Pseudoświnia na grzyby porastające pień ściętego drzewa.
Uparła się, żeby je zabrać do domu w celach gastronomicznych. A że nie było ich do czego zapakować, użyła do tego czapki Małpoluda, któremu się to średnio podobało, bo nigdy jeszcze takich grzybów w życiu nie widział, nie mówiąc o ich konsumpcji. Pseudoświni zaś przypominały one opieńki.
Na dalszej swojej drodze spotkała Pseudoświnia choinkę.
- Słuchaj, Pseudoświnio, - zaszumiała chojna, - uważajcie na Wilkołaka. Głodny jest. Straszny jest. Wiewiórki mówiły, że właśnie się obudził.
Ciarka przeszła Pseudoświni po plecach na te słowa. W dodatku wzrok jej padł na…
- No co ty? Idziemy dalej. Nie będzie mi tutaj żaden głupi Wilkołak planów krzyżował - sarknął Małpolud w odpowiedzi na prośbę Pseudoświni, żeby natychmiast wracać do domu.
- W sumie to Małpolud sam trochę straszny jest. - pomyślała Pseudoświnia. - Wygląda jak Leśny Dziadek. Nic nam nie nie stanie.
No to poszli. Ale ściemniać się zaczęło, więc wyciągnęła Pseudoświnia z kieszeni światełko. Poczuła się jak na roratach.
I nawet sobie pod nosem podśpiewywać zaczęła gloria gloria in excelsis deo.
Gdy doszli do Zaułka Czarownic, rozejrzała się Pseudoświnia na cztery strony, ale nie mogła już nigdzie dojrzeć ostrokrzewu. A tak chciała upleść z niego wieniec. W dodatku Małpolud gdzieś się jej zapodział. Postanowiła jednak być dzielna, pomimo tego, ale właśnie usłyszała za sobą podejrzany trzask. Pochyliła się więc niby to dla dokładnego przyjrzenia się nadgryzionym przez ślimaka grzybom, a tak naprawdę chowając się za krzak dzikiej róży. Zgasiła światełko. Przyczaiła się. Wstrzymała oddech.
- Co się tam tak czaisz, Pseudoświnio? To tylko ja. - Małpolud wyszedł zza choinek z naręczem suchych gałęzi. Wracamy do domu.
Głupio się Pseudoświnia zrobiło, że jest taka tchórzliwa, ale szybko o tym zapomniała. Zapaliła światełko i pomogła Małpoludowi ułożyć gałęzie w wiązki.
W drodze do domu Pseudoświnia i Małpolud nie spotkali Wilkołaka, choć zamajaczył im jego cień. Albo może to był tylko zabłąkany pies?
Zaś dzięki Megi dowiedziała się Pseudoświnia, że zebrane grzyby to zimówki aksamitnotrzonowe vel kółkorodki aksamitnotrzonowe vel monetki aksamitne vel opieńki aksamitnotrzonowe vel zimówki aksamitne. W Japonii to się nawet podobno takie grzyby uprawia na masową skalę i się je nazywa enokitake vel エノキタケ.
Być może jest to ostatni post Pseudoświni, bo jak to z grzybami bywa, pewności co do ich tożsamości nie ma nigdy. A więc żegnajcie, Drodzy Czytacze, jakby co. Gdyż albowiem enokitake zostało skonsumowane jako egzotyczna przystawka do rozlicznych dań, które serwowano dziś w domostwie Pseudoświni i Małpoluda na uroczystą julową kolację. A przepis na takową przystawkę znajdziecie tutaj.
Od dzisiaj przybywa Światła!