poniedziałek, 21 stycznia 2013

Pseudoświnia i czytelnictwo

Choć Pseudoświnia czyta i ogląda, nie lubi czytać ani o czytaniu, ani o oglądaniu (patrz recenzje). No chyba, że jest to zawiązane w jakiś osobisty supeł, taki na przykład jak u Made Of Nothing* lub jest czystym cytatem, umiejętnie wyłuskanym skrawkiem dzieła literackiego, jak u Temprany.

W gazetach i magazynach Pseudoświnia omija kolumny z recenzjami szybkim przerzuceniem strony, jak również odrzucają ją książki i filmy, które powygrywały jakieś tam większe lub mniejsze konkursy. Skąd to się bierze, nie wiadomo. Może stąd, że to jest jakies takie... odtwórcze (to a propos recenzji)? Odzierające autora z tajemniczości (patrz konkursy)? Tym sposobem Pseudoświnia jest i była beststellerowym ignorantem, a jak już jakiś przeczyta lub obejrzy, to jest to dziełem przypadku. Pseudoświnia stara się również zapomnieć o tym, co jej do głowy wtłoczono na temat literatury i sztuki. O tym, czego jej  n a u c z o n o.

Co zatem przemawia do Pseudoświni?
Otóż, więc, mianowicie selekcja książek przebiega w bibliotece. Pseudoświnia podąża wzdłuż regałów z książkami powoli, przyczajona, z wzrastającą adrenaliną. Czuje się jak sokół krążący nad zającem na zagonie kapusty. Albo jak wilk, który zwęszył trop sarny czy pęd bluszczu zmierząjący ku promieniowi słońca na parapecie. Wzrok, węch i słuch ma wyczulony.
Pseudoświnia w pierwszym rzędzie zwraca uwagę na nazwiska japońsko brzmiące. Kiedyś była to Banana Yoshimoto, ale, niestety, nie pozostało nic, co zostało przełożone dotąd na język angielski, a czego Pseudoświnia by nie pożarła była. W taki właśnie sposób Pseudoświnia upolowała Ryu Murakamiego i Hitomi Kaneharę. Oto zaś dzisiejsza ofiara Pseudoświni:



Kolejnym wabikiem na Pseudoświnię są okładki. Im design bardziej oszczędny, tym lepiej; świadczy to bowiem dobrze o autorze (o ile, oczywiście, autor jeszcze żyje) i wydawnictwie. Tu przykłady:




 I wreszczcie: tytuł. Im dziwniejszy, badziej frapujący, tym większa moc wabiąca:



No i jeszcze książka musiała zostać napisana w języku, który Pseudoświnia potrafi zrozumieć, gdyż ma ona awersję do przekładów (tak ma i już). Tutaj się to wszystko zawęża oczywiście znacznie, ale Pseudoświnia się tym nie przejmuje, gdyż, po pierwsze, jest na tyle niestara, że zdąży się jeszcze przynajmniej kilku języków nauczyć, zanim umrze. O ile, oczywiście, nie umrze jutro w wyniku katastrofy helikopterowej, na przykład. Po drugie i tak ma wciąż jeszcze bardzo wiele do przeczytania w tych językach, które zna. Wyjątki stanowią hiszpański, którego Pseudoświnia nie lubi i nie zamierza się go nauczyć (i tu, o ironio, jej ulubionym pisarzem jest Julio Cortazar!), i język japoński, który jest językiem japońskim.

And last but not least: Pseudoświnia wierzy w swój szósty zmysł. Ileż to bowiem razy stało się tak, że odpowiednia książka wpadła Pseudoświni w rękę w odpowiednim czasie.



I jeszcze jak jej ktoś poleci coś interesującego. I jest przekonany o niezwykłości książki, co wyraża się w jego / jej oczach i ogólnym poruszeniu:


Czytaliście ostatnio coś dobrego?


*Ludzie, Made of Nothing startuje w konkursie na blogasia roku. Zacznijcie szybko Ją czytać, zanim go wygra i przejdzie do klasyki.

wtorek, 15 stycznia 2013

Pseudoświnia i zryty beret

Pseudoświni śniło się dzisiaj, że z dwoma przyjaciółkami wsiadła w pociąg i udała się w długą podróż do Wenecji. Siedzenia były bardzo niestabilne, pojedyncze i na kształt obitych tapicerką obiektów kreowanych przez Louise Bourgeois. O takich:

*

Pseudoświnia nieźle się namęczyła w trakcie podróży i zrobiło się jej niedobrze. W dodatku jeszcze tapicerowane obiekty z pasażerami chwiejącymi się na ich czubkach jak małpy na drutach zasuwały z zawrotną prędkościa schodami ruchomymi w górę. A to wszystko liniami Train à Grande Vitesse za 300 Euro od łebka. Rzyg.

Po dotarciu do Wenecji okazało się, że wszyscy nazywali to miejsce Watykanem, przy czym nie przypominało ono ani jednego, ani drugiego. Pseudoświnia i jej brygada doszły do celu ich Golgoty, a tutaj - kolejna niespodzianka! Paszporty sprawdzają tacy odziani w czarne habity ludzie i mówią, że wpuszczają tylko tych, którzy już tutaj wcześniej byli i mają polecenie od księdza z parafii wbite w paszport. No więc Pseudoświnia tłumaczy im, że polecenia nie ma, ale była w Wenecji już kiedyś i w Watykanie też była, więc oczekuje być wpuszczona. Na co habit każe jej usiaść w fotelu (papieskim!) w poczekalni z orzeczeniem: entry denied. A koleżanki wpuścił, mimo że nigdy tutaj wcześniej nie były i jeszcze potem Pseudoświnia musiała zapłacic za ich bilety wstępu 19 Euro od łebka, bo się dziewczyny spłukały na suwenirach dla rodziny. Co za zdzierstwo.

I wiecie co? Pseudoświnia podsumuje swój sen w tym oto miejscu słowami klasyka:

We are caged by our cultural programming. Culture is a mass hallucination, and when you step outside the mass hallucination you see it for what it’s worth. 

Terence McKenna, Eros and the Eschaton lecture (1994).

Aka kolokwialnie i po pseudoświńsku: Kultura, w której człowiek się wychowuje, nieźle potrafi zryć mu czachę. Na lata. A może i do śmierci. Warto być tego świadomym.

* zdjęcie ukradzione stąd: http://jenbradford.blogspot.co.uk/

piątek, 4 stycznia 2013

Pseudoświnia i szpilki

Pseudoświnia bardzo lubi szpilki i ma ich dość pokaźną ilość.
W różnych kolorach.
Rozmiar zawsze ten sam.
Pseudoświnia nie trzyma szpilek w pudełkach. To znaczy na początku trzymała, ale potem jakoś jej się po domu rozlazły.

A Wy?
Gdzie trzymacie swoje szpilki?
Czy może je tylko wbijacie?
Na jakie okazje się Wam szpilki przydają?









Zdjęcie powyższe oddaje hołd Włochom, gdyż wieść gminna niesie, że Małpolud i Pseudoświnia wizytować będą Rawennę w sposób bardzo kulturalny wiosną tego roku.

Natomiast poniżej kolory flagi brytyjskiej (nie, nie francuskiej) ku czci sera Blue Stilton, którego to potężny kawał przytargała Pseudoświnia wczoraj z miasta.




Samotna szpilka z zielonym łebkiem to zapowiedź powodzenia w dniu jutrzejszym. 



Jedni układają karty tarota, inni patrzą w fusy od kawy, jeszcze inni chodzą do jasnowidza, a Pseudoświnia wróży ze szpilek.



***


 o Wandzie Szpili

Wanda Szpila
ostro piła
rok za rokiem
wódkę z sokiem.

aż tej wiosny
ceny wzrosły,
jadąc Wandzie
wprost po bandzie.

Wanda kona
przyszpilona,
bo bez wódki
żywot krótki.


(by Pseudopig)