niedziela, 21 grudnia 2014

Pseudoświnia i Jul

Wyprawiając się na julowy spacer po drewno na ogień Pseudoświnia uzbroiła się w kieszonkową porcję światła na wszelki wypadek. I w Małopluda. Toż to najkrótszy i najciemniejszy dzień roku!

Ledwo weszli do lasu, od razu nadziała się Pseudoświnia na grzyby porastające pień ściętego drzewa.



Uparła się, żeby je zabrać do domu w celach gastronomicznych. A że nie było ich do czego zapakować, użyła do tego czapki Małpoluda, któremu się to średnio podobało, bo nigdy jeszcze takich grzybów w życiu nie widział, nie mówiąc o ich konsumpcji. Pseudoświni zaś przypominały one opieńki.




Na dalszej swojej drodze spotkała Pseudoświnia choinkę.




- Słuchaj, Pseudoświnio, - zaszumiała chojna, - uważajcie na Wilkołaka. Głodny jest. Straszny jest. Wiewiórki mówiły, że właśnie się obudził.
Ciarka przeszła Pseudoświni po plecach na te słowa. W dodatku wzrok jej padł na…



- No co ty? Idziemy dalej. Nie będzie mi tutaj żaden głupi Wilkołak planów krzyżował - sarknął Małpolud w odpowiedzi na prośbę Pseudoświni, żeby natychmiast wracać do domu.



- W sumie to Małpolud sam trochę straszny jest. - pomyślała Pseudoświnia. - Wygląda jak Leśny Dziadek. Nic nam nie nie stanie.

No to poszli. Ale ściemniać się zaczęło, więc wyciągnęła Pseudoświnia z kieszeni światełko. Poczuła się jak na roratach.



I nawet sobie pod nosem podśpiewywać zaczęła gloria gloria in excelsis deo.




Gdy doszli do Zaułka Czarownic, rozejrzała się Pseudoświnia na cztery strony, ale nie mogła już nigdzie dojrzeć ostrokrzewu. A tak chciała upleść z niego wieniec. W dodatku Małpolud gdzieś się jej zapodział. Postanowiła jednak być dzielna, pomimo tego, ale właśnie usłyszała za sobą podejrzany trzask. Pochyliła się więc niby to dla dokładnego przyjrzenia się nadgryzionym przez ślimaka grzybom, a tak naprawdę chowając się za krzak dzikiej róży. Zgasiła światełko. Przyczaiła się. Wstrzymała oddech.



- Co się tam tak czaisz, Pseudoświnio? To tylko ja. - Małpolud wyszedł zza choinek z naręczem suchych gałęzi. Wracamy do domu.

Głupio się Pseudoświnia zrobiło, że jest taka tchórzliwa, ale szybko o tym zapomniała. Zapaliła światełko i pomogła Małpoludowi ułożyć gałęzie w wiązki.



W drodze do domu Pseudoświnia i Małpolud nie spotkali Wilkołaka, choć zamajaczył im jego cień. Albo może to był tylko zabłąkany pies?


Zaś dzięki Megi dowiedziała się Pseudoświnia, że zebrane grzyby to zimówki aksamitnotrzonowe vel kółkorodki aksamitnotrzonowe vel monetki aksamitne vel opieńki aksamitnotrzonowe vel zimówki aksamitne. W Japonii to się nawet podobno takie grzyby uprawia na masową skalę i się je nazywa enokitake vel エノキタケ.
Być może jest to ostatni post Pseudoświni, bo jak to z grzybami bywa, pewności co do ich tożsamości nie ma nigdy. A więc żegnajcie, Drodzy Czytacze, jakby co. Gdyż albowiem enokitake zostało skonsumowane jako egzotyczna przystawka do rozlicznych dań, które serwowano dziś w domostwie Pseudoświni i Małpoluda na uroczystą julową kolację. A przepis na takową przystawkę znajdziecie tutaj.


Od dzisiaj przybywa Światła!

piątek, 12 grudnia 2014

Pseudoświnia i kac

Otóż wracała sobie Pseudoświania wczoraj w nocy do domu ze stacji napruta jak przysłowiowy messerschmitt. Szła krzywo, jednak jakoś trzymała pion i fason i do tego jeszcze postanowiła obserwować swoje myśli, albo jak to mówią nawiedzeni, "być w tu i teraz". Świetnie jej to szło i zauważyła z zadowoleniem, że od dawna nie była tak mocno uziemiona, pewna siebie i skoncentrowana na teraźniejszości, a zarazem zrelaksowana i z umysłem otwartym jak trzecie oko jogina doznającego samadhi. Przeczuwała jednak, wciąż wytrwale się eksplorując, że wszystko ma swój koniec, bo nie jest Pseudoświnia przecież aż tak znowu new age. Tak się też stało. Rzeczywistość zadudniła w czaszkę Pseudoświni twardym buciorem około czwartej nad ranem, przepędzając alkoholową transcendencję i zastępując ją przejmującą veisalgią. Nie pomogło przejście kilku mil i wypicie hektolitrów wody.

Pseudoświnia upija się średnio raz do roku. W grudniu po południu i to w dodatku z powodów zawodowych typu świąteczna impreza dla pracowników. Odchorowuje to potem ciężko przez kilka dni, gdyż albowiem jej organizm odbiera alkohol jako toksynę, podobnie zresztą jak mięso.
NIGDY WIĘCEJ.

Pytanie zasadnicze: jakie macie sposoby na kaca?

Update z 28.12.14 - komentarz Izabelki, który może okazać się bardzo pomocny przed sylwerstrowymi celebracjami:

Zanim rok się skończy muszę jeszcze zostawić tutaj swój głos, bo inaczej będę miała wyrzuty sumienia :)) Pisałam od razu, ale mi zżarło komentarz...No to foch!
Zatem odtworzę pierwotną myśl. Nie chcę się tu mądrzyć w sprawach kaca (że niby doświadczenie mam ;)), ale fachowcy w dziedzinie leczenia (lekarze) podają na tę przypadłość glukozę i witaminy. Na naszym gruncie- słodka herbata.Te toksyny co zatruwają organizm "po", to aldehyd octowy. Wódzia denaturuje białka zatem dobrze jest przed wypić mleko, żeby ścinała białka w nim (tę metodę wypróbowałam). Niektórzy polecają napić się oleju (np. z puszki po sardynkach), ale tego nie robiłam. Najważniejsze to jeść i nie pić na pusty żołądek, bo od razu przejdzie do krwi. No i podsumowując - jeśli masz takie przypadłości, to być może nie masz enzymu metabolizującego alkohol. Zdarza się najlepszym i nic na to nie poradzisz... Jedyna rada - unikać wroga ;)
Tyle nauczyły mnie studia ;) ;P
To do Siego! :)x

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Pseudoświnia i zapętlenia


Macie swoje ulubione zapętlenia? Dźwięki, obrazy, słowa? Na czym się najchętniej zawieszacie w ostatnim czasie? Co Was inspiruje?

Jest taka książka Klary Jarunkovej pod tytułem "Jedynaczka". Szacuje się, że Pseudoświnia przeczytała ją około czterystu razy. Było to w latach 80-tych ubiegłego stulecia, wtedy to bowiem pojawiła się tendencja do zapętleń. A może nie każdy tak ma?


Ale przenieśmy się w czasy bardziej współczesne i oszczędźmy Czytaczom wywodów na temat kolejnych zapętleń Pseudoświni, które są niepoliczalne, zwłaszcza jeśli chodzi o muzykę. Od chwili ukazania się Blank Project Neneh Cherry, Pseudoświnia zawieszona jest na pewnym kawałku z tego albumu. W dodatku dzisiaj ukazał się do niego teledysk. Czy jest na sali ktoś, kto się jeszcze na nim nie zapętlił? A może nie każy tak ma?

Oto on:



poniedziałek, 1 grudnia 2014

Pseudoświnia i nieśmiertelnik

Kwiaty cięte nie są czymś, co Pseudoświnię zachwyca, gdyż są cholernie stresujące. Stoją i niby są piękne i pachnące, ale jakby nie patrzeć, obumierają. I nic się z tym zrobić nie da.

[tak, tak, wiadomo: carpe diem]

Rozważna romantyczność w ochoczym przyjmowaniu bukietów warzyw jest zdecydowanie preferowaną opcją!

Ale, ale, jeden taki się tutaj ostatnio przyplątał dziwak: zerwany w okolicy Stadionu Olimipijskiego trzy tygodnie temu, wciąż olśniewa urodą i świeżością.

Buntownik z wyboru czy ufoludek? A może zmodyfikowany genetycznie eksperyment?

W każdym razie na pewno promień słońca w morzu ciemności.
Oby żył jak najdłużej.




Tym trudniej się będzie z nim rozstać.

sobota, 25 października 2014

Pseudoświnia i dynia


- Uhuuuu - zawyła Pseudoświnia w pustą dyńkę.
- Uhuuuu - odpowiedziała dyńka. Bo co miała powiedzieć?

***

Na Wszystkich Świętych najważniejszym punktem programu była łuna nad cmentarzem. Ale najpierw następowało odpalanie zniczy, co też było niebywale ekscytujące (zwłaszcza przy silnym wietrze, albo zacinającym deszczu). Za Komuny znicze były albo szklane, albo z gipsu. Dopiero później plastikowe znicze podbijać zaczęły polskie cmentarze, zabijając rytuał moczenia palców w gorącym wosku, albo wylewanie go sobie na dłoń, gdy nikt z dorosłych nie patrzył.
Potem Andrzejki i znów świeczki i wosk. Dużo wosku i bardzo dużo świeczek.
A na roraty się szło tylko po to, żeby przez park ciemny i złowieszczy przejść z własnoręcznie zrobionym lampionem. Wspomnienie to przywodzi Pseudoświni niezmiennie historię potępieńca, Jacka Latarnika, błąkającego się po ziemi z latarnią zrobioną z wyżłobionej rzepy (później zamieniono ją w dynię).







Pamięta Pseudoświnia opowieści Dziadka o błędnych ognikach pojawiających się we wsi w jesienne wieczory. Jeden taki nawet odprowadził przerażonego Dziadka pod sam dom, o mało nie przyprawiając go o zawał serca (Dziadek zarzekał się, że nie był pijany). We wsi mówiono, że to strzygi, zmory nieczyste, albo dusze potopionych w stawie dzieci. Świeczkę im trzeba było zapalić. Zdrowaśkę odmówić.

Ogień i światło tak bardzo są ważne w ten zimny, smutny czas. I pożywne jedzenie, miękki koc, a czasem nawet szklaneczka czegoś mocniejszego ku pokrzepieniu serca. Z dyni zaś najbardziejsza jest zupa oraz nasiona prosto z piekarnika z grubymi ziarnami soli. Można też kawałki dyni po prostu zmieszać z oliwą, octem, ziołami i czosnkiem, zapiec prze 30 minut i voilà! A jaki zapach w domostwie! Albo jeszcze można pochłonąć dyniowe ciasto w wykonaniu Małpoluda. Ale to dopiero jutro.

A Wy? Jak postępujecie z dynią? Na słodko koleżankę traktujecie, czy na ostro?


Trudno jest nie myśleć o Chustce. W ten czas koloru dyniowego.

poniedziałek, 15 września 2014

Pseudoświnia u schyłku lata

Słoneczne poranki, upalne popołudnia i gorące wieczory to jest to, co Pseudoświnie lubią najbardziej. Krótkie noce i długie dni. Klapki, szorty oraz okulary słoneczne. One tym po prostu żyją.
Tymczasem na horyzoncie coraz grubszą krechą zarysowuje się powtórka z rozrywki dla amatorów kina moralnego niepokoju - z Pseudoświnią w głównej roli ofiary depresji u schyłku lata.
Niby w tym roku strach przed zimą jakby jakiś lżejszy, ale przecież zawsze może człowieka walnąć z nienacka, więc nie cieszmy się zawczasu i odpukajmy w niemalowane. Już się na takim entuzjaźmie nie raz przecież przejechaliśmy.

Tymczasem, jak co roku, przeziębienie wrześniowe zaliczone (tak, tak, wrzesień jest zdecydowanie miesiącem przeziębień), produkcja dżemów zakończona (z nowym produktem Małpoluda w postaci dżemu z jarzębiny), czapka na zimę prawie udziergana. A przed domem kwitną astry - ulubione kwiaty Babci zwanej Diabłem.

 Macie jakieś dobre sposoby na odpędzenie złych mocy i nie-mocy? Mogą być całkiem niekonwencjonalne, albo nawet dziwne - byle bez zbytniego popadania w alkoholizm.



na niebo szare
i brak skocznych piosnek -
pamiętaj, Zdzichu, najlepszy jest czosnek!

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Pseudoświnia i meteorologia

Superksiężyc.
Deszcz meteorów.
Zjawiska atmosferyczne związane z Huraganem Bertha.

***

A w związku z powyższym: orgie ślimaków w lesie (widzieliście kiedyś seks zbiorowy ślimaków? deprymującedoświadczenie.com), wiewiórki pracujące 24/7 przy zbieraniu orzechów laskowych (wichura strząsnęła orzechy z drzew w ciągu jednej nocy), może nawet pasikoniki spadające chrzęszczącą lawiną po drugiej stronie kanału La Manche albo gdzieś tam, nad Pilicą (tutaj w każdym razie ani jeden się nie ostał). Niebo czarne. Niebo niebieskie. Niebo czarne. Niebo niebieskie. W pięciominutowych interwałach.

W taką pogodę śpi się jak kamień. Jak w Dolinie Muminków. I ma się psychodeliczne sny.

Taka pogoda to istny raj dla Babki Pseudoświni (córki Prababki Kochowej), którą najbliższa rodzina pieszczotliwie nazywa Diabłem. Siedzi sobie zatem Diabeł w oknie od świtu do nocy, patrzy w niebo i czyni pomiary. Ocho - mówi, jutro będzie burza. Albo węszy, zapisuje coś kajecie, porównuje to z prognozami pogody na wszystkich kanałach tv i drapie się w siwą czuprynę. I już wie, że dajmy na to, za 9 miesięcy i 10 dni trzeba będzie rozpalić w piecu.

Natomiast Pseudoświnię łupie w kościach na zmianę pogody. Od dziecka.


a my patrzymy sobie w oczy



***

Z ostatniej chwili
Pseudoświnia właśnie dowiedziała się od Małpoluda, że w pewnych stanach USA zabronione jest zbieranie deszczówki! A wiecie, dlaczego? Bo szkodzi to interesowi firm wodociągowych! Nie trzeba chyba dodawać, że są to stany kontrolowane przez Republikan.
Nosz kurde, Dziadek Pseudoświni całe życie deszczówkę zbierał do beczki. I ojciec jego też zbierał. I ojciec ojca. Przecież deszczówka jest dla wszystkich. Dla kaczek, dla kur, dla marchewek i dla ludziów.

Kto lubi zapach deszczówki z beczki?

wtorek, 29 lipca 2014

Pseudoświnia i déjà vu

Macie tak czasem, że "z nikąd" przylatują do was nagle przekazy idealnie pasujące do chwili i momentu życiowego? Zupełnie jakby się jakiś nadajnik gdzieś uruchomił.
Taki oto przekaz otrzymała Pseudoświnia dziś rano w drodze z przystanku do pracy z ust niejakiej N'Dea:

So you stand up
Be strong 
Go out there
Hold on 
to the real thing 
that matter
'Cause no one's gonna hand it to you on a silver platter

przekaz stąd (bardzo zacna, stara pieśń): 



I jeszcze, na dokładkę, taki oto przekaz od Murakamiego z przedwczoraj zgarnęła Pseudoświnia:

Lost opportunities, lost possibilities, feelings we can never get back again. That's part of what it means to be alive. But inside our heads - at least that's where I imagine it - there's a little room where we store those memories. A room like the stacks in this library. And to understand the workings of our own heart we have to keep on making new reference cards. We have to dust things off every once in a while, let in fresh air, change the water in the flower vases. I other words, you'll live forever in your own private library.
 powyższy przekaz numer dwa pochodzi stąd:


I do tego wszystkiego jeszcze Małpolud wyskoczył właśnie z teorią na temat déjà vu, która nie ma wcale do czynienia z mistyką, tylko z fizyką kwantową. Otóż istnieje niezliczona ilość wszechświatów, w których replikujemy się bez końca over and over again. Aż razu pewnego jedna z replikacji spotyka się przez chwilę z drugą replikacją na tej samej częstotliwości i mózg nasz uświadamia sobie, że oto już nam się to kiedyś przydarzyło.
No i masz babo placek.


niedziela, 29 czerwca 2014

Pseudoświnia i karmel

Czy ktoś z Was kiedyś próbował robić karmel? Nie? No to może lepiej nie próbujcie, a już w żadnym wypadku z wykorzystaniem puszki z mlekiem skondensowanym. Bo to się w najlepszym przypadku może skończyć pełną ekspresji malowniczą eksplozją i zniszczeniem mienia typu ulubiony garnek Małpoluda, sufit i co tam jeszcze, w najgorszym zaś zapewne ranami ciętymi, szarpanymi i poparzeniami trzeciego stopnia. Potem to już tylko kilka dni usuwania spalonego karmelu ze wszelkich możliwych powierzchni: pojemników z solą i pieprzem, roślin doniczkowych (listek po listku), podłogi, sufitu, ścian, szafek, żarówki, firany, szyb, wentylatorów. A to wszystko po kilka razy, bo wciąż się klei i maże. Ratunku!

Czy wiecie, jaki kolor i konsystencję ma spalony karmel? Jeśli oglądaliście Trainspotting, to na pewno pamiętacie TĘ scenę:


Uderzające podobieństwo, prawda?



Co za weekend! Dzięki bogu już się skończył...

niedziela, 22 czerwca 2014

Pseudoświnia, herbata i kawa

Bo herbatę pije się w innym stanie ducha niż kawę. W innych okolicznościach. Ku zaspokojeniu odmiennych potrzeb.

Kawa to jest oczekiwanie. Na kofeinę. Na przygodę. Na kogoś. Na stres. Albo na lotnisku. I w hotelowej restauracji. No i oczywiście w kuchni, przed wyjściem z domu. Coś się ma wydarzyć. W białych okolicznościach porcelany. Jest adrenalina (choćby szczątkowa).

Herbata jest w dzbanku. Gdy czas nie jest wektorem. Gdy jest, jak jest. Źle czy dobrze - co to ma za znaczenie? Tylko żeby kubek był duży. I jakiś herbatnik żeby był na podorędziu. Najlepiej taki zwykły, bez żadnego przepychu.


*

Pseudoświnia w życiu nie napiłaby się kawy z zółtego kubka w słoneczniki van Gogha.To już lepiej o suchym pysku w miasto wyjść.






wtorek, 10 czerwca 2014

Pseudoświnia i lato vol. 2

W lecie jest tak, że nawet jak się nic nie dzieje, to się zawsze coś dzieje. Być może dzieje się tak za sprawą szerszej ekspozycji na doznania dotykowe poprzez nagość skóry, twarz pozbawioną makijażu, bose stopy. I choć oczy kryją się za okularami słonecznymi, to są one nieskrępowane wstydem i bezczelnie zaglądają w twarze ludziom siedzącym w autobusie na przeciwko nas.

A nos? Nos nie nadąża! Po lewej róże herbaciane u sąsiadów, po prawej jaśminowe chaszcze, a na wyciągnięcie ręki świeżo zerwane maliny. Aż szkoda to wszystko przykrywać woalem perfum. No chyba, że sam sobie je człowiek zrobi, gdy mu się chce. A chce mu się zawsze. Nawet pisać listy do Wszechświata mu się chce!
A bazylia? A mięta pieprzowa? A nasturcje? A arbuzy i melony?
[tak, tak, w autobusie, metrze, ludzie cuchną. ale kiedy nie cuchną?]

W lecie, to nawet jak leje, jest super. Bo wtedy fajnie się czyta Muminki i Przegląd Muzykologiczny. Albo stoi w deszczu w ogrodzie i rozmawia ze ślimakami. Bo one zawsze są takie zamyślone. I pomimo tego, że nigdy nie odpowiadają słowem na nasze pytania, to mają zrozumienie w oczach.

W lecie, to człowiek byle szmatę, klapek stary na siebie zarzuci, szminkę tanią na wargi przyoblecze i zawsze jakoś wygląda. A i śniadanie wytworne z pomidora i kilku liści rukoli z zagonu przygotuje, papierówką dziką zagryzie. A jak mu się zechce, to i o świcie wstanie, żeby na targ-owocowo warzywny się udać. Z włosem lśniącym i pięknie układającym się. Z ciałem smagłym i zwinnym, a umysłem świeżym i otwartym.

Tak jest w lecie.



wtorek, 3 czerwca 2014

Pseudoświnia i fenkuł

Pomimo krępej postury i ogólnej baryłkowatości panie lgną do niego tłumnie, bo bardzo ładnie pachnie i jest wyjątkowo delikatny. Do tego parzy znakomitą herbatkę.

Znacie tego typka? To Pan Fenkuł - król lata i słynny Casanova.


Prawda, że przystojny?

A Wy? Jak sobie radzicie z Fenkułem? Szalejecie za nim, czy napawa Was wstrętem. Bo, ach, Pseudoświnia jest przez Fenkuła zniewolona. Doszło do tego, że żyje z nim w miłosnym trójkącie wraz z Małpoludem, przy czym ten ostatni nie jest tym faktem bynajmniej zachwycony.

A propos trójkątów - czytaliście ten artykuł? Albo książkę o Wisłockiej, o której w nim mowa? Ciężko się połapać w tej trygonometrii, prawda?

Tymczasem przepis na ulubioną surówkę fenkułową Pseudoświni znajdziecie tutaj:


http://www.huffingtonpost.com/2011/10/27/fennel-apple-and-celery_n_1059901.html

Smacznego!






niedziela, 11 maja 2014

Pseudoświnia i pochłonniaki


Za górami, za lasami, za siedmioma zagonami kapusty i czterema polami bakłażanów siedziała sobie Pseudoświnia na kanapie i była przez nią pochłonięta (znacie takie organizmy, pochłonniaki)? Aż pewnego dnia postanowiła wysłać znaczek życia do Was. Oto on:




A u Was wszystko dobrze? Czy spotkaliście jakieś pochłonniaki na swojej drodze? Nie lękajcie się ich. One potrafią być czasami bardzo pożyteczne.

środa, 9 kwietnia 2014

Pseudoświnia i flora

Pseudoświnia chciałaby Wam przedstawić Lady Beth, która jest rośliną po przejściach. Ktoś ją brutalnie wyrzucił na śmietnik, na szczęście Lady Beth jest osobą wysoką, więc z tego śmietnika wystawała. Operacja ratunkowa nie należała do najłatwiejszych, ale udało się jakoś Beth przetransportować do nowej rodziny za pomocą torby z IKEA i komunikacji miejskiej.


Czy uważacie, że rośliny, tak jak zwierzęta, mają duszę? I jeśli tak, to dlaczego wegetarianie albo weganie chełpią się tym, że nie zabijają zwierząt, a z taką łatwością przychodzi im zabijanie roślin?
[dla jasności - Pseudoświnia jest wege, więc ten temat prześladuje ją od lat. nie chełpi się jednak, bo nie ma czym.]

Ps. Nasturcje, astry i wiesiołek - zasiane!

piątek, 28 marca 2014

Pseudoświnia i fetysz

butów
buciorów
wezmę ilość sporą
gdyż nie mam przed tym
najmniejszych oporów.

(pseudoświnia)




 Bestie, Xięga Bałwochwalcza, Bruno Schulz, 1920 - 22


 Czy wiecie, że Pseudoświnia ma poważny problem psychologiczny? Jest nim mianowicie nabywanie obuwia. To się zaczęło w dzieciństwie, kiedy, o ironio, w sklepach ładnych butów nie było, ale jak już się Pseudoświni trafiły (na przykład "z paczki"), to spała z nimi przez trzy dni, zanim odważyła się je wdziać. I wciąż czuła się, jakby popełniała świętokradztwo.

Jest w manii obuwniczej pewien (dość spory) element fetyszyzmu i w tej kwestii Pseudoświnia jest absolutnie zgodna z Brunonem S. Obok pięknego buta nie da się bowiem przejść obojętnie i należy go chociaż dotknąć, przymierzyć. Dlaczego? - spytacie. A dlaczego nie?







Problem tkwi jednak w braku miejsca na storydż i wynikających z tego faktu kłótniach małżeńskich pomiędzy Pseudoświnią i Małpoludem. No i w wyrzutach sumienia męczących Pseudoświnię po nabyciu kolejnej pary obuwia, co nieuchronnie związane jest z każdego rodzaju nałogiem. I wiecie co? To się raczej nie zmieni.

A Wy? Macie swoje fetysze?

***
Update: A oto wdzianko dla butoholiczek:

 by Tatyana Parfionova

niedziela, 16 marca 2014

Pseudoświnia i pokrzywy

To będzie post o żarciu, gdyż albowiem, słuchajcie: Pseudoświnia w końcu ugotowała zupę z pokrzyw! Pyszna! A jaka zdrowa!

Aby taką zupę uzyskać, należy udać się do pobliskiego lasu / parku / na łąkę bardzo wczesną wiosną. Należy zaopatrzyć się w gumowe rękawice i upatrzyć stanowisko zarośnięte młodymi pokrzywami. Następnie zrywać listki z samych czubków roślin, aż nazbieramy satysfakcjonującą nas ich ilość. Nie powinno się zrywać pokrzyw, gdy już kwitną, młode listki są bowiem najbogatsze w substancje odżywcze, najsmaczniejsze i najmniej łykowate.

Uwaga, nie zostało nam zbyt wiele czasu!


Po przyjściu do domu wrzucamy nasze pokrzywowe żniwo na durszlak i myjemy je starannie pod bieżącą wodą (w rękawicach!). Następnie robimy z pokrzywami dokładnie to samo, co zrobilibyśmy ze szpinakiem. Wyjątek stanowi konieczność używania rękawic aż do momentu spotkania się pokrzyw z gotującą się wodą / wywarem na zupę etc, gdyż wtedy dopiero stracą one swoją wredną parzydełokwatość (chyba, że ktoś ją lubi, ekhm).

Składniki na zupę pokrzywową Pseudoświni (dla czterech osób):

- durszlak młodych pokrzyw
- 1 cebula
- 2 laski selera naciowego
- 1 duży por
- kilka ząbków czosnku
- 3 łyżki masła
- garść ryżu
- sól, pieprz
- starty parmesan
- litr rosołu warzywnego
 
Cebulę, seler naciowy i por siekamy i dusimy na maśle w dużym garnku przez około 10 minut. Następnie dodajemy rosół warzywny, ryż i umyte pokrzywy. Gotujemy na małym ogniu przez kolejne 10 minut. Następnie blendujemy i podajemy ze świeżo zmiażdżonym czosnkiem, grzankami i startym parmesanem.



Jadłospis na przyszły tydzień: makaron z pesto z pokrzyw, naleśniki z pokrzywami, pieczarkami i serem, risotto pokrzywowe - jak szaleć to szaleć.

Acha, młodych pokrzyw będzie można szukać ponownie w sierpniu, kiedy to pojawi się ich drugi rzut.

Smacznego!

***

Przepis na pesto z pokrzyw TUTAJ.







niedziela, 9 marca 2014

Pseudoświnia i marzec

Marzec to miesiąc marzeń, marzanny, zmarzniętych stóp bez skarpet i końca marazmu. Pseudoświnia czeka na marzec, tak jak większość "normalnych" ludzi czeka na Boże Narodzenie. Z pierwszymi promeniami marcowego słońca Pseudoświnia wyłazi z szarego kokonu, rozprostowując kości i obmyślając się na nowo.

Nadszedł czas oddychania pełną piersią, siania nasturcji i otwierania okien na oścież. Kreatywy buzują pod czaszką. Szpakom zaś odbija palma i drą dzioby w niebogłosy, a sroki kąpią się w kałużach, chlapiąc się nawzajem wodą. Też zawsze szukacie tej drugiej sroki do pary? A może trzeciej, czwartej, siódmej?

One for sorrow,
Two for joy,
Three for a girl,
Four for a boy,
Five for silver,
Six for gold,
Seven for a secret,
Never to be told.



Wiosno, dziej się!

wtorek, 18 lutego 2014

Pseudoświnia i zabawy

Na kanwie dzisiejszej lektury naukowej Pseudoświni o gender identification wywiązała się dyskusja, kto się w co bawił w dzieciństwie. W przypadku Pseudoświni zasoby były dość ograniczone, gdyż było to za panowania Gierka, a potem Jaruzelskiego. Ale od czego miało się wyobraźnię?

A zatem - z cyklu zabawy dziwne:

Uczta pomidorowa - najdziwniejsza

Z jakiegoś powodu wszelkie przygotowania odbywały się w tajemnicy przed rodzicami i w ogóle przed resztą społeczeństwa. Cóż się dziwić? Dziwna to była akcja. Z koleżanką M. brało się wózek dla lalek i szło w zagon pomidorów malinówek, napełniając nimi wózek po korek. Następnie mówiło się rodzicom, że się idzie pobawić wózkiem i dawaj w chaszcze na pobliskiej łące z solniczkami w łapach - konsumpcja pomidorów pełnymi paszczami!

Cyrk

Kolejna zabawa wymagająca minimum dwóch aktywnych uczestników, minimum jednego widza (Babcia I.) i minimum jednego zwierzęcia (kot Hipolit). Cyrkówki w postaci Pseudoświni i koleżanki M. odziane w jednoczęściowe stroje kąpielowe (z braku trykotów) i tresujące kota Hipolita występującego w roli tygrysa (notorczynie odmawiał współpracy; również jako syn-Tomuś w zabawie w dom). A w tle hymn cyrkowców, of course. Cyrk na kółkach.





Poród

Pseudoświnia-akuszerka odbiera poród koleżanki A. w postaci lalki wychodzącej z dziury w kroku. A. wije się w konwulsjach, jęczy, Pseudoświnia zaś krzyczy przyj, przyj! To dziewczynka!

Pogrzeb

Pseudoświnia-trup przykryty szufladą od wersalki spoczywa w pokoju. Na szufladzie sztuczne kwiaty z plastiku. Koleżanka A. w roli księdza odprawia Pseudoświnię na tamten świat, a jej młodsza siostra K. jako jedyny żałobnik załamuje ręce, drze szaty i wyje wniebogłosy.

Portfel na sznurku (Zielona Natka też tak robiła)

Portfel uwiązany na niewidzialnym sznurku leży na chodniku, a Pseudoświnia i koleżanka M. za płotem z końcem sznurka w łapach czyhają na potencjalnego "chciwca". Chciwiec pojawia się wkrótce i, jak łatwo się domyślić, chwyta w rękę powietrze, nie omieszkując rzucić w kierunku trzęsącego się ze śmiechu płotu steku przekleństw.






Zabawy klasyczne nie wymagające komentarza (chyba):

- zabawa w dom lub wersja basic w matkę i dziecko (Pseudoświnia zawsze była dzieckiem)
- zabawa w Czterech Pancernych albo w wojnę
- nagrywanie się magnetofonem
- zabawa w wykopaliska (popularna na Ziemiach Odzyskanych)
- zabawa w powódź
- zabawa w udawanie obcych języków
- nabijanie się z ludzi przez telefon
- młotek i kapiszony
- zabawa w Japonki i wiele innych.




A Wy? W co się bawiliście?

czwartek, 30 stycznia 2014

Pseudoświnia i blogi

Pseudoświnia czyta blogi, te dziwne efemery. Interreaguje z nimi i z ich autorami, a kilku z nim jest bardzo oddana, gdyż może polegać na wartości i jakości przekazu. Często światy się przenikają, a horyzonty poszerzają, aczkolwiek na przestrzeni lat było też kilka wpadek. Pseudoświnia obserwuje przemiany blogów, widzi, jak wzrastają i jak umierają. Jak zmienia się ich jakość - w ogóle i w szczególe (niestety, w ogóle - nie na lepsze). Trwa to od jakichś dziesięciu lat.

Czasami Pseudoświnia ma ochotę poszerzyć listę linków, w które wchodzi regularnie. Rozpoczyna więc wędrówkę po cudzych ścieżkach, gugluje, szpera. No i nadziewa się wciąż na tych samych zwycięzców smsowych konkursów, z których do tej pory jeszcze żaden jej nie podszedł. Albo na blogi o modzie i żarciu. I tu się zniechęca. Zwija żagle i zawraca do tych samych, dobrze znanych przystani.


A Wy? Jakie blogi czytacie? Odkryliście może ostatnio jakąś perłę? Podzielicie się? Może nawet być o modzie i żarciu, byle z jajem i pazurem. Jak na przykład pani la mome - najnowsze odkrycie Pseudoświni. Znacie ją?


piątek, 24 stycznia 2014

Pseudoświnia i nosorożce*

Pseudoświnia posiada żółte spodnie od piżamy w hipopotamy, albo raczej w to, co okazało się nimi nie być. Spodnie te były do tego stopnia znienawidzone przez Małpoluda, że Pseudoświnia wdziewała je zazwyczaj jedynie w momentach wielkiej niemocy. Początkowo myślała, że źródło owej nienawiści tkwiło w nieprzyjemnej dla oka formie. Spodnie bowiem, będąc mocno na tyłku rozciągniętymi, zaś wąskimi w pasie i pumpiastymi wokół kostek, sprawiały, że wyglądało się w nich nieuchronnie jak z planu serialu telewizyjnego z lat 80-tych albo jak zbieg ze szpitala psychiatrycznego w przebraniu wściekłej osy. Wczoraj wieczorem, po wielu latach podskórnego konfliktu o spodnie, okazało się w końcu, że nie chodzi o aspekt estetyczny spodni, ale o problem semantyki. Otóż zdaniem Małpoluda zwierzęta na nich ukazane nie są hipopotamami, lecz niekompletnymi nosorożcami bez rogów z wadą genetyczną. Albo, co gorsze, nosorożcami okaleczonymi przez chciwych i okrutnych łowców rogów, czego w żaden sposób nie należy tolerować - stąd bojkot spodni.

Gwałtu! Rety! Okaleczone zwierzęta?! Toż to temat Pseudoświni szczególnie bliski z racji poniesionych zaledwie kilka dni temu dotkliwych obrażeń nosa na stole operacyjnym! Niezbędna zatem okazała się decyzja o dorysowaniu każdemu zwierzęciu z osobna brakującego roga. Natychmiastowej egzekucji zadania podjął się ochoczo Małpolud, używając permanentnego flamastra po całej długości odnóży i szerokości tyłka Pseudoświni.






(nie wiadomo, kto jest autorem obrazu okaleczonego zwierzęcia. w sumie mogła się Pseudoświnia zapytać, ale aż tak jej nie zależało)


Konflikt był i go nie ma. Są za to nowe zwierzęta. Jest też nowa Pseudoświnia, z ryjkiem jeszcze trochę obolałym i bezwęchowym, ale za to rezonującym ze wzmożoną siłą.

*Post dedykowany Margerithes - z wiadomych względów.

niedziela, 5 stycznia 2014

Pseudoświnia i początek roku

Pseudoświnia nadal żyje, nadal Was podpatruje, ale chwilowo nie truje, gdyż zapadła się w otmęt* nauki. Jeszcze tylko tydzień i powróci Pseudoświnia do świata względnej normalności. I zaraz potem szpital i udrażnianie zatok. I narkoza po raz pierwszy w życiu. Chyba zabrzmi to głupio, ale Pseudoświnia jest tym dość podekscytowana (głupich nie sieją).


Póki co, wraca, skąd przyszła...


Caution: mamy tutaj do czynienia z iluzją, z próbą kształtowania pozytywnej autokreacji autorki bloga, więc nie dajcie się zmanipulować obrazem! Pseudoświnia nie posiada tak atrakcyjnej biblioteki, ani sama też nie jest atrakcyjna. Do biblioteki zaś nie chadza inaczej niż elektronicznie, a kartki w "książkach" przewraca puknięciem palcem w ekranik, odziana w stare spodnie od dresu i koszulkę z plamą. Za to zdjęcie wykonała własnoręcznie w ulubionym sklepie Małpoluda. Z użyciem elektronicznego filtra. Żeby było piękniej i bardziej atrakcyjnie.

Au revoir!

Caution 2:
Pseudoświnia nie mówi po francusku, żeby nie było, ale wtrącenia w tym języku od zawsze wydają jej się niebywale eleganckie.

***

Acha. Trzymajcie kciuki.

* poprawnie: odmęt (chyba, że mamy na myśli producenta obuwia).