sobota, 3 października 2015

Pseudoświnia i media społecznościowe

Pseudoświnia otworzyła walącą po oczach na niebiesko stronę pewnego medium społecznościowego i to był błąd. Załapała doła. Nie za sprawą ludzi. Przynajmniej nie każdego z osobna. To ich natłok raczej. Zupełnie jakby się nagle wszyscy na raz zwalili do living roomu i coś tam sobie pokazywali, szkalowali, wygłaszali, zapraszali dokądś. Niektórzy z noworodkami, psami, kotami i oferujący zajęcia mindfulness. Pseudoświnia zresztą sama na chwilę dołączyła do jazgotu, wklejając coś swojego. Wcale więc nie jest lepsza:

http://szafa.kwartalnik.eu/55/html/esej_felieton_relacje/harmon.html

Albo raczej jest to kwestia wieku? Słabej konstrukcji psychicznej? Jakiegoś nie w pełni jeszcze odkrytego schorzenia psychicznego? Social media anxiety disorder - tak by to można było nazwać. W każdym razie, jak mawiają Anglosasi - fuck that.






Ktoś jeszcze na coś takiego cierpi?

7 komentarzy:

  1. Coraz rzadziej otwieram TĘ stronę - to jak przejść się promenadą w Międzyzdrojach (w sezonie). Dla mnie nic przyjemnego. Buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  2. Jazgot. Chyba lepiej nie mogłaś tego ująć. Czasem rzuci mi się w oczy jakiś niezły artykuł w Guardianie i wiem, ze jak na niego natychmiast nie kliknę to za pół godziny już go w tym zalewie nie znajdę. Straszne. Jakby wszystko miało pięciominutową datę ważności.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja tylko weszłam zaordynować, że po przerwie blogowej, znów nadaję.
    tu nadaję teraz: http://fotoszepty.pl/
    pozdrawiam i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam natomiast instagram anxiety disorder.
    Dla każdego coś anxietowego znaczy się.

    OdpowiedzUsuń
  5. trzeba robić swoje i nie czytać reakcji ;)
    czeko

    OdpowiedzUsuń