wtorek, 3 grudnia 2013

Pseudoświnia i żałoba

Pseudoświnia pogrążyła się.

Grudzień jest bowiem dla niej miesiącem żałoby: nad tymi, co nie wiedzą, a myślą, że osiągnęli zenit, nad tymi, co wiedzą, a wierzą, że nie wiedzą nic, nad walczącymi o zrozumienie siebie, nad nieumiejącymi zrozumieć innych, nad psami i kotami, którym zimno, nad ludźmi, którzy nie mają domu, nad miastami, które są brzydkie jak Wałbrzych i nad posiniaczonymi domami bez ogrzewania. Nad centrami handlowymi z huczącą do wyrzygania kolędą, nad świętojebliwymi wyznawcami z palcem wskazującym, nad cichymi wyrobnikami, których nikt nie widzi, nad głośnymi męczennikami, których wszyscy słyszą. Nad Tobą. Nad sobą.

Nie pozostaje Pseudoświni nic innego, jak wyrabiać czapy z grubej, szarej wełny do bólu nadgarstków, do łzawienia oczu przy ciemnej żarówce, do skostnienia kłykci. Zakłada je sobie potem na łeb po dwie, cztery, piędziesiąt, aż się to wszystko wyhuczy, wyszumi i skurczy. Zaprawdę, powiada Pseudoświnia, jak sobie pościelicie, tak się wyśpicie. Więc ścieli sobie miękko i delikatnie, żeby nic jej tego snu spokojnego nie zburzyło.
Ach, żeby wszyscy się tak odpieprzyli i pozwolili Pseudoświni robić na drutach.
Do Nowego Roku.
Amęt.


W czapie nie swojej (Małpoluda), acz wykonanej własnoręcznie.

Ps. Robienie na drutach i szydełku jest naprawdę terapeutyczne. Gdyby nie to, trudno byłoby przetrwać ten zasrany grudzień.

Knitting therapy works!

sobota, 16 listopada 2013

Pseudoświnia, samotność, choroba i nałóg

Choroba. Samotność. Nałóg.



Pseudoświnia już śpieszy z wyjaśnieniem. Otóż przyplątała się do niej infekcja gardła i ucha. Do tego Małpolud na obczyźnie (czytaj w Toruniu - sic!), listopad za oknem, więc nie pozostało Pseudoświni nic innego tylko nałóg. I to zupełnie niespodziewany i dość, być może, nietypowy. Koniec z czytaniem na studia! Koniec z gotowaniem i z czytaniem blogów! Nawet zwycięska książka Bator poszła w kąt i łypie stamtąd żałośnie. Jedyne, co się tak naprawdę liczy tu i teraz, to szydełko i wełna. Pseudoświnia jest już na trzecim szalu, a jeszcze jest czapka do wykonania dla Małpoluda i drought excluder (jak się nazywa długi przedmiot z materiału, którego zadaniem jest zablokowanie zimnego powietrza ciągnącego spod drzwi?), bo ciągnie od drzwi do ogrodu, aż się Pseudoświni włóczki plączą. Dwie noce nieprzespane i zapowiada się kolejna. A jeszcze żarówka ekspolodowała wczoraj spektakularnie, więc w salonie panuje aktualnie nastrój jak z krypty. I tak będzie, gdyż nie ma czasu iść do sklepu po żarówkę, bo włóczka się kurzy! Tego nie można ot tak po prostu rzucić i jak ktoś Pseudoświni tego szydełka nie odbierze, to zadzierga się biedaczka na śmierć, albo zapadnie się w moherowym kokonie, który sobie sama uwiła.




Co Ty na to, Olek?


Pseudoświni stanęła przed oczami na chwilę czarna wizja przyszłości: nie ma pieniędzy na rachunki i jedzenie, bo całą kasę wydaje na eksluzywne włóczki sprowadzane prosto z Mongolii i innych egzotycznych krain. Z pracy ją wywalili, bo zaczęła nauczać klientów o sile, jaką mają poszczególne rodzaje ściegów i że jest to wiedza tajemna, która została jej przekazana pismem węzełkowym pokazującym się na włóczce codziennie między trzecią a czwartą nad ranem. Wnętrze domu Pseudoświni to labirynt krętych korytarzy z moheru, którymi można przejść na czworakach prosto do kwatery głównej Rowan Yarn. 

Czas można zatrzymać. Złapać. Ujarzmić. Zawiązać go sobie na szyi. Założyć na głowę. Przykryć się nim po same uszy. I tak oto triumfuje Pseudoświnia nad czasem. A orężem jej jest szydełko i włóczka.

Ps. Z takim tytułem i tagami, to się tu zaraz traffic zrobi jak na O'Hare. Ależ będzie rozczarowanie!
A - i nie zapomnijcie sobie muzyki włączyć tam na górze po prawej. Dobrze się przy tym szydełkuje.




środa, 6 listopada 2013

Pseudopig & The Futri Day

Happy Futri Day, everyone!

(nabazgrane z autobusu)






W każdym z nas drzemie Futrzak.



:@)



sobota, 26 października 2013

Pseudoświnia i Linda Ewangelistka

Pseudoświnia ma w sobie coś takiego, że przyciąga do siebie babciowe nawracaczki kościelne.  Scenariusz jest zazwyczaj taki, że stoi sobie Pseudoświnia na przystanku autobusowym z siatami i wykończona robotą i słyszy:

- Do Hackney to z tego przystanku? Ba ja, wie pani, do kościoła jadę.

O nie! Tylko nie babciowa nawracaczka kościelna, myśli Pseudoświnia zrezygnowana. Nie teraz… Za późno: monolog o cudach doświadczonych, cudach zasłyszanych, duszach odmienionych oraz o dobrych uczynkach popełnionych własnoręcznie już płynie wartkim potokiem. Nic o grzechach, cholera. Kiedyś monologi babciowych nawracaczek kościelnych  bardzo Pseudoświnię irytowały, z czasem jednak zaczęły ją coraz bardziej nudzić. Toteż gdy dzisiaj usłyszała Pseudoświnia na przystanku znajomy tekst o wycieczce do kościoła, nie zareagowała na niego inaczej niż przełożeniem siatki z jednej ręki do drugiej. Monolog jednak popłynął w zupełnie innym kierunku:

- Bo widzi pani, ja GO znam od lat 50-tych. Ja wtedy zrobiłam coś strasznego, ale on mi wybaczył i odmienił moje serce. Od tego czasu gadam z nim codziennie. Jest dla mnie łaskawy. Pani! A pani myśli, że niby dlaczego ja taką świeżą i młodą cerę mam? To od NIEGO w darze. Pani! Ja tutaj tylko przyjechałam po papier toaletowy dzisiaj, bo tańszy, i zaraz mnie zagadał taki facet na stacji, co to się modli za wszystkich. Zaoferował, że się pomodli za moje nogi, bo tak mnie ciągle bolą, że mówię pani. I co? Cud! Ból momentalnie przeszedł! Nawet na tabletkach przeciwbólowych zaoszczędziłam! Tylko teraz trochę wraca. Jutro znów muszę do tego faceta przyjechać. Pani też niech do niego idzie - dobry jest w modleniu. Lepszy niż ja. I pomyśleć, że to przez ten papier toaletowy. Długo pani czeka na ten autobus? Godzinę? Boże, ile ludzi na tym przystanku! Dobra, to ja się teraz będę koncentrować na modlitwie o to, żeby ten autobus już natychmiast przyjechał. A widzi pani? Jedzie. Dobra, to teraz, panie, spraw, żebym się na ten autobus załapała, bo tyle ludzi. I nawet, panie, gdybyś miał ten autobus rozciągnąć, to ja wsiąść do niego muszę, bo ja do kościoła przecież. I tej miłej pani też pomóż wsiąść (niech się pani pcha za mną). Niech Pani pamięta: musi pani cały czas z NIM rozmawiać.

Udało się jej jeszcze wymodlić miejsca siedzące dla siebie i dla mnie. Na koniec przedstawiła się jako Linda. Całkiem przekonująca ewangelistka. Taka nawet bardziej jak czarownica.











czwartek, 24 października 2013

Pseudoświnia i dysgrafia

Macie tak czasem, że słowa się wam piętrzą pod powierzchnią skóry, proszą o wypuszczenie na papier, ale głowa je blokuje, bo wie, że nie stanowią one żadnej sensownej całości? Otóż Pseudoświnia znajduje się w takim stanie od dłuższego czasu, co ją martwi niezmiernie. Dawanie ujścia słowom jest dla Pseudoświni niejako czynnością fizjologiczną, bez której trudno jest człowiekowi przetrwać. A tutaj nic. Słowne zaparcie. Jadła Pseudoświnia kapustę kiszoną. Jadła suszone śliwki. Ale słowa nadal tylko krzyczą uwięzione. Bezsensowne. I w ten oto sposób stała się Pseudoświnia dysgrafką.
Nawet w snach.

Zadanie: Filifionki i ich zwyczaje. Bardzo proszę - kartki i ołówki. Zaczynamy. Czas: 15 minut.

Pseudoświni chce się płakać. Przecież tak dobrze zna się na Filifionkach i ich zwyczajach (lubią sprzątać, a jedna z nich boi się burzy). Rozgląda się nerwowo po sali, wszyscy piszą zawzięcie, tymczasem Pseudoświni ołówek ani drgnie. A tak bardzo chce się dostać do Akademii Literatury im. Muminków. Tymczasem w komisji egzaminacyjnej same sławy (z Tokarczuk na czele). 

- Cóż to za wstyd, - myśli Pseudoświnia rozgorączkowana. - Co się ze mną dzieje? Chyba postradałam zmysły! Pseudoświnia postanawia wyjść z sali. Podnosi się z miejsca i chce jej się płakać.
- Siedź, - ktoś syczy do Pseudoświni przez ramię i wciska ją na powrót w krzesło. - Nie poddawaj się tak łatwo, Pseudoświonio. Ja za ciebie napiszę o Filifionce. - Tokarczuk wyrywa jej kartkę z ręki i pisze jak burza.

Trudno nie zgadnąć, że Pseudoświnia dostała się do Akademii Literatury im. Muminków. Wprawdzie po protekcji, ale nie miała innego wyjścia - zmuszono ją. I jeszcze bezczelnie załapała się na bankiet na cześć Muminków z udziałem samej Toven Jansson, Samuela Becketta i...  Filifionki!


Filifionka


poniedziałek, 14 października 2013

Pseudoświnia i alkohol

- A ty co? Wodę pijesz?
- No piję.
- Ja bym nie mógł tyle wody na raz wypić…
- Dlaczego?
- Bo bym za szybko wytrzeźwiał i zaraz bym dostał ataku padaczki. Boję się tego, bo to może mnie zabić.
- Acha, no fakt, nie pomyślałam o tym w tej kategorii. Przepraszam.



***

Ma rację. Tylko że oczywiście to nie woda zabija, tylko wóda.
Jest to, jakby, prawda oczywista: wódko pozwól żyć, don't drink drive. Wszyscy słyszeliśmy to do tak zwanego wyrzygania. I co? No właśnie. Nic.
Dlaczego tak bardzo nie dziwią nas uchlane ludzkie zwłoki i rzygowiny na przystankach autobusowych w niedzielę nad ranem? Dlatego, bo sami też bywamy takimi zwłokami na imprezach w korporacji albo u cioci na imieninach przynajmniej kilka razy do roku. Dlaczego nie dziwią nas wieczory z piwem przed telewizorem jako społecznie usankcjonowane zwieńczenie ciężkiego dnia pracy? Pół butelki wina na dobry sen? Co w tym dziwnego?

 A co z tymi, co używają heroinę? Kokainę? Czy nie myślimy o nich jak o absolutnych dnach? Że niżej już upaść nie można? Dlaczego tak myślimy o nich, a nie o nas, dla których alkohol jest codziennym wydarzeniem? Czy ktoś kiedyś popatrzył na statystyki zgonów z powodu zatrucia alkoholowego i porównał je przykładowo ze statystykami zgonów w wyniku przedawkowania heroiny? Albo jeszcze lepiej - marihuany?

I tutaj Pseudoświnia wali pięścią w stół.





Update: Powyższy wywód doskonale obrazuje poniższy obrazek:


Obrazek, jak i artykuł, z którego pochodzi, do przeczytania i obejrzenia tutaj:

http://www.thelancet.com/journals/lancet/article/PIIS0140-6736%2810%2961462-6/fulltext#article_upsell

Ciekawe, prawda?


sobota, 5 października 2013

Pseudoświnia i czas

Pseudoświnia, od kiedy pamięta, miała pokićkany układ z czasem. Jedzenie w lodówce często się przeterminowuje, a pomidory nie zdążą dojrzeć, zanim nadejdą pierwsze mrozy.

Tak, ależ oczywiście, że znane są Pseudoświni różnorakie mądrości na temat życia tu i teraz w stylu Paolo Coelho oraz o łapaniu chwil. To jakby jest oczywistość sama w sobie nie wymagająca ogłaszania jej światu ani wyjaśniania. Ale widmo upływającego czasu, pomimo wszystko, czai się za rogiem. Łypie okiem zza firany i szczerzy zęby w lustrze. Siedzi obok Pseudoświni na ławce w parku podczas podziwiania przez nią zachodu słońca, gdyż albowiem umysł ludzki działa na wielu poziomach i można cieszyć się chwilą, jednocześnie licząc gwiazdy, drapiąc się po głowie i mając poczucie, że oto kończy się kolejny piękny wieczór i że vanitas vanitatum oraz, sorry, ale omnis moriar.
Trzeba więc już dzisiaj, natychmiast podkasać skarpety i zabrać się za to wszystko, co jest w zasięgu ręki i jak najbardziej realne. Zabiera się więc Pseudoświnia za to wszystko, co jest w zasięgu ręki i jak najbadziej realne i co? I najczęściej morzy ją sen. Czy to się kiedyś zmieni?




Czas jest tym, co Pseudoświnię najbardziej przeraża, ale też i najbardziej fascynuje. Dychotomia, ech.







Powyższe zdjęcie przedstawia zdychające nasturcje Pseudoświni na tle zachodzącego słońca.




***
- Do you know, that a lot of polish people name their dogs 'Frog'?
- Frog??


edit: Pseudoświnia myśli od rana nad komentarzem Magdy Spokostanki. I znów jej wychodzi, że najwięcej czasu spędza gdzieś "pomiędzy". Zawieszona jak Sadako.

 

Absolutnie obezwładniająca Sadako aka Sokki.

 

piątek, 27 września 2013

Pseudoświnia i zen z gumy

Pseudoświnia szykuje rynsztunek nieśpiesznie, w skupieniu. Powoli staje się nieprzemakalną kapsułą, w której wciąż pulsuje życie, buzują kolory i muzyka oraz kwitnie kwiat pomarańczy. Choć z trudem. Wędruje sobie Pseudoświnia mokrymi ulicami obleczona w wierną przyjaciółkę parkę-koszmarkę i świeżo zakupione gumiaki sięgające jej pod same cycki. Pełen camouflage i glamour a la wakacje z wędką. Homo Impregnatus.

Nie da się bowiem przeżyć kolejnych sześciu miesięcy inaczej niż z godnością żaby. A żaby, jak wiadomo, są nieprzemakalne.
Żaby są zen.



Pseudoświnia chciałaby powiedzieć coś inspirującego. Twórczego. A tu nic. Tymczasem przechodzą jej przez głowę obrazy i wspomnienia, jak na przykład wspomnienie szczoteczek do zębów wykonanych ze świńskiego włosia (organic PRL-u). Autobus zatrzymuje się na przystanku, a Pseudoświnia lat siedem szczotką takowąż dokonuje fluoryzacji uzębienia w szkole podstawowej numer 12 im. Obrońców Westerplatte. Kiedy się wypełniły dni i przyszło zginąć latem, śpiewała Pseudoświnia na apelach... Ale wróćmy do szczotki - czy ktoś z obecnych na sali załapał się na takowy wynalazek i czy pamięta, jak wstrętnie z niego wypadały szczeciny jedna po drugiej w trakcie szczotkowania?
Jakie jest Wasze najgłupsze, najbardziej bezużyteczne wspomnienie?


środa, 4 września 2013

Pseudoświnia i lato

Gwałtu! Rety! Docierają do Pseudoświni mrożące krew w żyłach informacje ze świata, że jakoby... nie, to nie może być prawda... otóż, no cóż, ludzie mówią, że jesień idzie.


 Ale jak to? Skąd idzie? Dokąd idzie?

Tu.

Tu.

I Tu.


Bo wiecie, Tu wciąż jest lato. Wylegujące się wśród rozpustnej czerwieni korali jarzębiny. Urodzaju śliwek. Dzikiej nawałnicy papierówek.

Pseudoświnia zawzięcie opala kolana w ogrodzie. To nie jesień. To pora urodzaju. Czas na przetwórstwo owocowo-warzywne. A że trochę chłodniej wieczorami? To nawet lepiej - będzie się dobrze spało. Po co zaraz używać przerośniętych sformułowań i groźnie brzmiących wyrazów?

Do jesieni jest nam jeszcze bardzo daleko.




To powyżej to zdjęcie sprzed trzech dni zrobione w drodze na kąpielisko. Lato jak nic.


Po co by ktoś miał wypieprzyć kalosze na śmietnik, skoro jesień idzie? Bo to nieprawda. Lato zostaje z nami i nigdzie się nie wybiera.



- Słyszałaś, Miećka? Podobno jesień idzie.
- Człowieku, jaka jesień? Ty się lepiej zimnego mleka napij, bo Ci to słońce źle na rozum robi!

***
Update: Małpolud czyta posty Pseudoświni ("Sudosłinia") za pomocą google translatora.
What is this post about?? Why did you start it from "Rape!"??
Ha!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Pseudoświnia i gentryfikacja

Oto, na życzenie Viki, kilka powidoków najświeższego projektu wolnostojącego Małpoluda:



Legenda głosi, iż zabytkowy pub The Lord Napier został zmknięty w 1996 roku po tym, jak zadźgano w nim pijanego klienta szybkim ciosem w plecy. Potem przez wiele lat budynek był siedzibą dekadenckich squat parties dla miłośników mocnych wrażeń. Obecnie obiekt-legenda czeka na rozbiórkę, a w jego miejscu za kilka miesięcy pojawi się błyszczący apartamentowiec, w którym zamieszkają niczego nie rozumiejący, aroganccy yuppies. Już się zresztą zaczęli panoszyć po okolicy jak zaraza przywleczona przez zeszłoroczną Olimpiadę.
Gentryfikacja, pani Pseudoświnio. Co pan powie? Czy to znaczy, że teraz zaczną tutaj otwierać modne kawiarnie i vintage shops? Ależ oczywiście! Już niedługo pałaszować będziemy frytki z ketchupem za pomocą designerskich sztućców, haha.

Smutne to, ale tego procesu nie da się zatrzymać i sami, po części, jesteśmy mu winni. Czas pakować walizy i udać się w poszukiwaniu normalności.




wtorek, 6 sierpnia 2013

Pseudoświnia frotté

Wiecie, co jest najskuteczniejszym lekiem uspokajającym Pseudoświni? Suszące się w słońcu pranie. Najchętniej ręczniki i prześcieradła. I jeszcze żeby było dużo białych i niebieskich. Zasiada sobie wtedy Pseudoświnia w wiklinowym fotelu i wpatruje się uważnie w fakturę ręczników frotté
i marszczącą się na wietrze bawełnę koszuli nocnej. A jak wiatr zawieje odpowiednio, wwąchuje się Pseudoświnia w delikatny powiew czystości.

Pełna relaksacja i zawieszenie w czasoprzestrzeni. Cudowna rewitalizacja substancji białej i totalna regeneracja istoty szarej.



I wiecie co? To działa na odległość. Podczas nierównej walki z wiatrakami, czyli z tak zwaną rzeczywistością, zawsze można zamkąć oczy i przenieść się do ogrodu, w którym pozostawiliśmy nasze suszące się pranie. Można także udać się w zaciszne miejsce, wyjąć z torby świeżo uprany, niebieski ręcznik frotté i ukryć w nim twarz na kilka chwil.

A Wy? Macie swoje wypróbowane sposoby na uspokojenie?

piątek, 26 lipca 2013

Pseudoświnia i surrealizm

Ostatnio było tak surrealnie gorąco, że Pseudoświnia musiała przystawać co chwilę, aby podlać sobie nogi, bo tylko w taki sposób udawało jej się znieść żar rozgrzanych trotuarów. Fajnie się chodzi po mieście w chlupoczących trampkach. I para-SOL-ką, of course. Próbował ktoś?


No a co potem? A potem poszła Pseudoświnia do pracy i sadziła o północy kwiatki z osobą nadającą na osobliwych częstotliwościach fal mózgowych - nic więcej Pseudoświnia nie może powiedzieć o tej osobliwości - taka praca. A propos - pytanie retoryczne: czy pisanie o pracy w internetach (o pacjentach, klientach, jak zwał tak zwał) w profesjach tzw. "pomocowych" jest cool?







Jeszcze potem śniło się Pseudoświni, że Małpolud namalował obraz lodami pistacjowo-śmietankowo-jagodowymi. I wiecie co? To był sen proroczy, bo on RZECZYWIŚCIE taki obraz namalował! Bardzo dobry obraz.


A jak już Pseudoświnia będzie całkiem stara, to zostanie fińską Szwedką, zapakuje Małpoluda do walizki i zamieszka z nim na bezludnej wyspie na Archipelagu Pellinki. Jak Tove Jansson.








Powyższy plan wydaje się być wystarczająco surrealny, aby był możliwy.


wtorek, 9 lipca 2013

Pseudoświnia bez refleksji

Jak to jest, że latem żyje się człowiekowi bardziej?
Smaczniej. Zdrowiej. Przaśniej. Ciekawiej. Kolorowiej.

Pseudoświnia spędziła dzisiaj cały dzień na kąpielisku. Jak miała ochotę, to właziła do wody, aby leniwą żabą przepłynąć w tę i we w tę. Poczym wyłaziła na brzeg, otwierała książkę i czytała, dopóki nie robiło jej się za gorąco. I znów - leniwą żabą - w tę i we w tę. Następnie książka. Banan. Mandarynka. I tak do wieczora. Bez głębszej refleksji.

Wczoraj natomiast Małpolud wykonał dwa słoiki dżemu. Jest bowiem tutaj nieopodal las, w którym nie tylko mieszkają wróżki i elfy, ale też rosną różnorodne przysmaki: czereśnie, jeżyny, orzechy laskowe, jabłka i morze pokrzyw (a propos pokrzyw - słyszeliście o pesto z pokrzyw?). Jest więc dżem czereśniowy. Bardzo smaczny.

Tymczasem w ogrodzie maliny dochodzą do siebie: z godziny na godzinę coraz bardziej czerwienieją im policzki. 

Kryjówka elfów.

 W pokrzywowym chruśniaku. Dużo pesto by człowiek z niego ukręcił.

Królowa Matka niepokalanie poczynająca.


Też macie czasem takie dni bez refleksji?

czwartek, 13 czerwca 2013

Pseudoświnia, alergia i rabarbar


***

Twarz Pseudoświni pokryła się  swędzącymi, ohydnymi plamami. Diagnoza: reakcja alergiczna na antybiotyk.
Warto zauważyć, że antybiotyk przepisany został na reakcję alergiczną na coś tam.
- No i co, pani doktor? No i co teraz?
- Niech się pani nie martwi. Przepiszemy pani kolejny antybiotyk.
- O matko...
***

Pseudoświnia straciła twarz na rzecz medycyny. Dobrze, że tylko twarz. Zawsze przecież mogło być gorzej. Gińcie lustra, wystawy sklepowe, ludzkie spojrzenia i zwalniające pociagi. Witajcie bale maskowe i parady przebierańców z okazji Nocy Świętojańskiej. Uhu! Pseudoświnia przebrała się za zadżumioną sprzedawczynię rabarbaru!

***

Korzeń rabarbaru przesiedział w niebieskiej reklamówce z dobry tydzień. Aż w końcu, biedaczyna, wystrzelił zieloną piąstkę w powietrze, wygrażając: Zróbcie coś w końcu ze mną! Co z Was za ludzie bez serca, do jasnej cholery! Niech was szlag! Dzisiaj go dopiero Małpolud włożył do ziemi. Od razu się cicho zrobiło: rabarbar rozprostowuje nogi i drzemie. I rośnie. Będą kompoty, ciasta i budynie. Będzie czad.

***



Macie na coś alergię? Bo Pseudoświnia oficjalnie na nic, haha

środa, 29 maja 2013

Pseudoświnia i synchroniczność

Tak to już jest w życiu Pseudoświni, że coś się nagle uwypukla, wybąbla, wypiętrza pewnego dnia, w dodatku wszędzie jest tego składnika pełno i powstaje nawarstwienie - nie dająca sobie zamknąć ust koincydencja (kto choć trochę poczytał C.G.Junga, wie, o czym mowa).

Maj okazał się pełen wspomnianych wyżej nawarstwień i uwypukleń. Tak więc prześladowały Psuedoświnię rzeczy następujące: mak, karczochy, pszczoły (i pszczelarki), rabarbar i czaszki. Istny synchronistyczny róg obfitości!



Mózg ludzki jest nieodganionym narzędziem. W dodatku jest połączony z innymi mózgami i powstają z tego różne nieprzewidziane wytwory, stwory i potwory. Jest to w większości fascynujące, choć również trochę przerażające.


Pseudoświnia od zawsze chciała być pszczelarką. Jest bowiem w akcie obrabiania ula magia i potęga, zwłaszcza gdy wliczymy w to wszystko pszczelarski przyodziewek rodem z kosmosu. Wytwarzanie miodu to jak utaczanie złota za pomocą kamienia filozoficznego. Czary, panie.


Mak prześladuje Pseudoświnię od dawna, ale ostatnio wypuścił nowe korzenie. Kto wie, czego symbolem jest mak - palec pod budkę. Cóż. Życie zatacza kręgi. Wspomnienia zacierają się mimo nieudolnych chęci ich ocalenia.



Karczochy. Hmm. One nie pasują do tej układanki oprócz tego, że, tak jak miód, są pyszne. Smak karczocha jest nieziemski: wielowarstwowy, rosochaty i zakończony niespodzianką. Czy ktoś na sali zna się na karczochach?

Być albo nie być?

poniedziałek, 13 maja 2013

Pseudoświnia i przemiana

Coś jest na rzeczy. W powietrzu czuć czas przemiany. I nie chodzi tylko o zmianę fryzury czy miejsca zamieszkania. Chodzi o głęboki, wewnętrzny przełom.

Zeszłej nocy Pseudośwnia miała sen. Przechodziła z jednego scenariusza w kolejny. Było i pięć dokładnie i przechodziło się zjednego w drugi poprzez a to przez drzwi wiodące do tajnego pokoiku, a to przez leśną bramę pomiędzy dwoma klonowcami, albo wreszcie przez nadgryzione zębęm czasu drzwi wiodące do kruchty. W każdej z tych sytuacji Pseudoświnia miała wielki czerwony zegarek na przegubie, gdyż ważne było, aby się stawić w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.


Podobno człowiek zatacza pełen cykl przemiany co siedem lat.
Czy Wy też czujecie, że coś wisi w powietrzu?



Pseudośwnia przepoczwarzająca się w ul.

niedziela, 5 maja 2013

Pseudoświnia i kiecki

Pseudoświnia uświadomiła sobie, że od dziecka nie lubi sukienek i spódnic. Jest w tym trochę ideologii (ale o tym nic tutaj nie będzie); przede wszystkim jednak chodzi o to, że sukienki i spódnice niwelują Pseudoświnię do zupełnego zera. Duszą. Zabierają całą osobowość. Nawet do ślubu ją skręcało.

Gdy tak siedzi i myśli, przychodzi nagle Pseudoświni do głowy żart, aby stworzyć Koalicję Przeciw Sukienkom i Spódnicom. I zaraz sobie sama odpowiada, że byłaby jej jedynym członkiem, a właściwie członkinią. Nieprawda, mówi do myślącej głośno Pseudoświni Małpolud, moja mama nie (z)nosi sukienek.

No i super. Trwają transatlantyckie rozmowy na temat powołania powyższej koalicji. Oraz niniejszym stwierdzono: teściowa Pseudoświni to swój człek.

A jak tam Wasze teściowe? Dają radę? Chodzą w sukienkach?


Imme van der Haak, Beyond The Body 



Nawet Pan Misiu się śmieje. Ta mniejsza dama sukieneczkowa to teściowa Małpoluda, ta większa - jej siostra. Ach, one uwielbiają sukienki!

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Pseudoświnia i ZŁO(ść)

Uwaga: W tym poście są wulgaryzmy.

Pseudoświnia jest dzisiaj wkurwiona. Czy wiecie, że można się wkurwić na dywan? Za to, że jest brudny. I na kapeć. Za to, że można się o niego potknąć. Dostało się nawet płatkom za to, że nie smakują tak, jak to sobie Pseudoświnia wyobraziła. Są ohydne. Nafaszerowane rodzynkami, które stanowią 50% ich objętości. Dużo czasu zajmuje Pseudoświni wygrzebywanie rodzynek i wypierdalanie ich do kosza na śmieci. Nie ma bowiem nic gorszego niż rodzynki nasączone mlekiem. I marnowanie czasu, na poświęcanie im uwagi.

Mówią, że gniew to zła emocja. Zła, zła, zła. Należy się jej wstydzić, gdyż albowiem należy być zawsze dobrym. Świętojebliwym. A jak się jest złym, to się nie jest dobrym. Logiczne. Za takich jak Pseudoświnia dzisiaj niejeden zmarł na dwóch kawałkach drewna zbitych na krzyż. Podobno. Chociaż nikt ich o to nie prosił.To też Pseudoświnię wkurwia.

Ale, ale. Pseudoświnia musi być dzisiaj zła. I będzie. Dopóki jej nie przejdzie. I niech jednego z drugim ręka boska broni za nią umierać.

Kurwa.




A Wy? Jak sobie radzicie w gniewem?

środa, 24 kwietnia 2013

Pseudoświnia i perwersje żywieniowe

Kapusta to dziecięca miłość kulinarna Pseudoświni. Surowa kapusta, uściślając. Liście świeżej kapusty! Ich chrzęst między zębami! Słodziutki smak! A głąby kapuściane to już w ogóle była ekstaza.

Z innych dziwactw kulinarnych było surowe ciasto na makaron i mąka. Ta ostatnia pożerana była po kryjomu, bo miała Pseudoświnia niejasne przeczucie, że tak wyrafinowana fanaberia kulinarna mogłaby wzbudzić liczne kontrowersje u najbliższej rodziny, nie mówiąc o kolegach i koleżankach z podwórka. Sekret mąkożerstwa był skrzętnie pielęgnowany przez Pseudoświnię przez długie lata.

No i jeszcze: żywica z drzew owocowych. Fajnie się ją żuło.

Czy uznalibyście za perwersję pociąg do wody po kapuście kiszonej? Do octu po ogórkach konserwowych?
Podzielcie się, proszę, swymi najwstydliwszymi kulinarnymi perwersjami.

Małpolud je surowe ziemniaki.




poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Pseudoświnia i pomylony dzień

Pseudoświnia stawiła się dzisiaj w pracy o ósmej rano. I wyszła z niej po trzech minutach. Zapomniała bowiem, że dzisiaj miała przecież wolne. Bardzo idiotyczna sytuacja. Żeby czuć się trochę mniej idiotycznie, Pseudoświnia postanowiła zrobić coś mądrego. W ogóle dużo zrobić. Nadrobić głupotę. Udała się zatem do sklepu ogrodniczego i zakupiła sadzonki ziół, nasiona kwiatów i warzyw i doniczki. Następnie wróciła do domu, wyplewiła i przekopała ogródek z przodu, oczyściła, co się dało w ogrodzie z tyłu (znajdując dwie lisie kupy i szklaną kulkę), zasadziła zioła, przesadziła lawendę, zasiała kwiaty tu i ówdzie, wyrzuciła śmieci, umyła naczynia, rozwiesiła pranie i przerwała Małpoludowi trzy sny.

Na koniec zaś zjadła pierogi, cały czas czując się jak Witek, główny bohater Przypadku Kieślowskiego, i jak Lola z filmu Lola rennt w jednym.



Taka głupota. Niedopatrzenie. Pomylona kartka z kalendarza. Kto wie, co z niej (nie)wyniknie? 



Żaba, a ty co o tym wszystkim myślisz?